5 listopada 2023

Słowa a czyny

31. niedziela zwykła

„Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą” (Mt 23,3-4). Bardzo mocne są zarzuty, które Jezus kieruje wobec uczonych w Piśmie i faryzeuszów. To ludzie, którzy bardzo dobrze znają „gramatykę” słowa Bożego. Są specjalistami od rzeczywistości religijnej. I uwaga: Jezus nie podważa ich autorytetu! Wytyka im jednak hipokryzję. Niezgodność pomiędzy życiem głosiciela a tym, co głosi, nie czyni jednak samego słowa Bożego nieprawdziwym czy nieskutecznym, choć z pewnością mniej wiarygodnym.

Słowa Chrystusa nie odnoszą się więc jedynie do słabości i grzeszności księży, co rodzi słuszne zgorszenie, a czasem wręcz obrzydzenie, o czym też słyszymy w mediach na co dzień. W napomnieniu Jezusa powinni odnaleźć się wszyscy, którzy zwą siebie chrześcijanami, czyli uznają swoją przynależność do ludu mesjańskiego, kapłańskiego i prorockiego. Wynika z tego w sposób bezpośredni wezwanie do głoszenia Ewangelii – słowami, a przede wszystkim czynami. Nie czyńmy więc z dzisiejszej liturgii Słowa rachunku sumienia dla duchownych, ale okazję do refleksji nad tym, co we mnie samym i w moim sposobie życia ciągle nie jest koherentne z Ewangelią.

Czasami bowiem własną niewierność Ewangelii i przykazaniom tłumaczymy niewiernością innych – szczególnie jeśli chodzi o tych, którzy uważani są za autorytety w sferze religijnej. Skoro oni jedno mówią, a drugie robią, to i ja mogę sobie „pozwolić” na pewne niedociągnięcia i słabości. Albo trochę inaczej: skoro „oni” sami grzeszą, to niech się nie czepiają moich grzechów, niech mi ich nie wytykają i dadzą sobie spokój z przykazaniami, które sami mają „w głębokim poważaniu”. Czyż nie jest to też pewien rodzaj bardzo wyrafinowanej pychy? „Panie, moje serce się nie pyszni i nie patrzą wyniośle moje oczy” (Ps 131,1).

Trzeba powiedzieć wyraźnie, głośno i dobitnie, że to bardzo wygodna postawa. Nie wymagam od siebie, bo inni – i do tego sami duchowni! – też od siebie nie wymagają, też sobie „odpuszczają”. Domyślam się, że wielu może się na te moje słowa oburzyć. Trudno. Ale opisywaną postawę widzimy jednak nie tylko w relacjach świeccy-duchowni, ale także w życiu codziennym, kiedy rodzące się w nas pragnienie zemsty, nazywanej czasem eufemistycznie rewanżem lub odpłatą „pięknym za nadobne”, wyjaśniamy w ten sposób, że przecież „oni” też tak na naszym miejscu by się zachowali. Ileż to utarczek polityczno-społecznych stoczyłem w tym właśnie duchu: robię tak, bo „oni” też tak robią! Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że padało to z ust ludzi, którzy uważali samych siebie za głęboko wierzących… Pytanie tylko, w jakiego „boga” uwierzyli, bo wydaje się, że nie był to Jezus Chrystus, z którego ust padły słynne słowa: „Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” (Mt 23,11-12).

 

Pełny tekst komentarza dostępny jest na portalu Deon.pl: TUTAJ

ks. Mateusz

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
171 0.057868957519531