W dzisiejszej liturgii Słowa dostrzegam bardzo praktyczny wątek. Kiedy bierze się udział w uczcie, to ważne jest zewnętrzne do niej przygotowanie. Ten, kto wybiera się na uroczysty obiad, dba o galowy strój, bo tego wymaga okoliczność. Jeśli więc Eucharystia jest największą z uczt, najbardziej uroczystą – a tak wierzymy – to naturalnym odruchem powinno być przygotowanie do niej. A tymczasem wpadamy nieraz do kościoła na ostatnią chwilę, z biegu, głową jeszcze w sprawach codziennych, nie dając sobie samym powodu do tego, żeby uświadomić sobie, w jak bardzo wyjątkowym wydarzeniu zaraz weźmiemy udział. Kiedy nie jesteśmy do Mszy Świętej przygotowani, przeleci nam ona niezauważenie, trudno będzie się skupić. Choć być może nie przykładamy do tego wagi, ma to naprawdę wielki wpływ na to, jak przeżyjemy eucharystyczne spotkanie – czy będzie ono owocne, czy raczej stanie się tylko zaliczeniem religijnych praktyk.
Podobnie jest z dziękczynieniem po Mszy Świętej. Ile to razy walczyłem o to – niestety, póki co bez większego skutku – żeby po Eucharystii w kościele, gdzie na co dzień pracuję, choćby na kilka minut zapadła cisza pozwalająca na odprawienie dziękczynienia pozwalającego uświadomić sobie i zapisać na trwałe w pamięci, w czym braliśmy udział, stając przed ołtarzem.
Niezwykle istotne jest uświadamianie sobie, co przeżywamy podczas Mszy Świętej. W pierwszym czytaniu padają znamienne słowa: „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win” (Iz 25,6). Bardzo proste są obrazy Izajasza, bo odnoszą się do tego, co znamy – do uczty, do świętowania. W Królestwie Boga to, co dla nas jest wyznacznikiem dobrego i dostatniego życia, będzie spotęgowane. Proste odniesienia, przemawiające obrazy. Jasne jest przecież, że niebo nie będzie niekończącą się wyżerką i wielką dolewką, lecz czymś znacznie więcej, co zarysowana przez proroka uczta ma tylko symbolizować.
Eucharystia to zaproszenie do formacji – żebym wiedział, w czym biorę udział i co się dzieje. Dlatego nie można przestać wchodzić w głębię znaczenia padających podczas Eucharystii słów oraz pojawiających się gestów i znaków. Dla wielu katolików Msza Święta jest smutnym obowiązkiem i jedną wielką nudą, ponieważ nie wiedzą, co na ich oczach się dokonuje. Nie dziwi więc, że nie czują wewnętrznego przynaglenia do uczestnictwa w niej, znajdując różne wymówki bądź zwyczajnie lekceważąc zaproszenie Pana: „Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!». Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali” (Mt 22,3-6). Nawet najgorzej i najmniej schludnie sprawowana Eucharystia jest spotkaniem z Bogiem, który w swoim Synu daje siebie samego jako pokarm na drodze do wieczności.
Pełny tekst komentarza dostępny jest na portalu Deon.pl: TUTAJ