Postać Szymona Piotra pokazuje nam, że uznać w Jezusie Mesjasza to jedno – to pierwszy, ważny i podstawowy krok. Potrzeba jednak jeszcze drugiego – pójścia za Nim, podążania za Jego sposobem myślenia, za Jego patrzeniem na świat i życie człowieka. Do tego zdolny jest ktoś, kto kocha, kto dał się porwać wirowi Bożej miłości: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś” (Jr 20,7). W relacji z Bogiem ważna jest postawa, którą potocznie nazywamy samozaparciem. Nie chodzi jednak o wzięcie się w garść i o danie z siebie wszystkiego, lecz o podjęcie decyzji pójścia za Mistrzem na całość i konsekwencji, które ona za sobą pociąga: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24).
Niesienie własnego krzyża nie jako czegoś, co trzeba zrobić, bo nie da się już inaczej, otwiera na drugiego człowieka. Krzyż to znak mówiący o miłości. Krzyż to czysta miłość. Dla wielu, nierozumiejących Chrystusa i Jego misji, jest to miłość sadystyczna, od której lepiej uciekać, gdzie pieprz rośnie, zanim nas dopadnie i zacznie od nas czegoś wymagać. Owszem, nasz Pan jest miłosierny i łaskawy, i tak dalej, i tak dalej. To wszystko prawda. Ale Jego miłość jest mądra, oparta na prawdzie. To miłość, która pomaga człowiekowi wzrastać i rozwijać się. To miłość, która wspiera, a nie wyręcza: „Bo stałeś się dla mnie pomocą i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie: Do Ciebie lgnie moja dusza, prawica Twoja mnie wspiera” (Ps 63,8-9).
Bardzo trudno to zaakceptować, szczególnie wtedy, gdy „przydałoby się”, żeby Bóg swoją moc okazał i dał popalić tym, którzy nas krzywdzą, przyprawiając nas o cierpienie, zadając nam ból, który czasami jest nie do zniesienia. I kiedy nie widzimy żadnej Jego interwencji, pytamy z wyrzutem, gdzie jest i czemu nie reaguje. Wierność Bogu kosztuje, o czym przekonał się prorok Jeremiasz: „Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. (…) Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem” (Jr 20,7.8).
Pojawia się tutaj kwestia Opatrzności Bożej, w której widzimy opiekę Stwórcy nad światem, szczególnie nad ludźmi. Nie możemy jej jednak rozumieć jako pogotowia ratunkowego. To nie numer 112, na który możemy zadzwonić, by uzyskać natychmiastową pomoc. Bóg zawsze jest dostępny, dla tego, kto chce z Nim porozmawiać. Nie jest ważne, czy będę chciał odbyć miłą acz powierzchowną pogawędkę, czy głęboką rozmowę, czy raczej wyrzucić z siebie wszystkie żale – On jest i czeka na mnie. Nigdy nie zmieni swojego statusu na „niewidoczny”. Tym właśnie jest Opatrzność: że mam Go zawsze na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko tego zapragnę: „Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza. Ciało moje tęskni za Tobą jak zeschła ziemia łaknąca wody” (Ps 63,2).
Pełny tekst komentarza dostępny na portalu Deon.pl: TUTAJ