6 sierpnia 2023

Po co się modlę?

Przemienienie Pańskie

„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim” (Mt 17,1-3). To, co dzieje się na górze Tabor jest wyrwą w czasie. Uczniowie doświadczają wiecznego „teraz”, widząc chwałę Chrystusa, Króla wszechświata i Pana historii. Jezus pozwala im dotknąć tego, do czego drzwi otworzy nam wszystkim przez Paschę swojej męki, śmierci i zmartwychwstania. Stąd też Jego prośba: „A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: «Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie»” (Mt 17,9). Przemienienie zyska sens dopiero, gdy Chrystus dokona swojego zbawczego dzieła, przebywając – jako prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek – drogę do Królestwa Niebieskiego.

Każdy moment modlitwy, każde przyjęcie sakramentów ma być dla nas doświadczeniem Góry Przemienienia, czyli umacniającym zetknięciem z rzeczywistością Nieba, dzięki czemu odkryjemy, którędy wiedzie nasza droga do zbawienia, a codzienność stanie się przez to łatwiejsza do zniesienia. Mamy jednak w sobie tendencję do tego, żeby na modlitwę patrzeć z perspektywy przyniesionych przez nią efektów – co się wydarzyło albo nie wydarzyło dzięki temu, że rozmawiałem z Bogiem. Po co się więc modlić, skoro nie ma gwarancji, że zostanę wysłuchany? Wysłuchany zostanę zawsze – tego mogę być pewien. Ale dopóki będę patrzeć na modlitwę jak na pertraktacje z bóstwem i przekonywanie go do działania na moją korzyść, to frustracja z powodu niespełnionych próśb będzie tylko wzrastać. Koniec końców może stać się tak, że na Boga się po prostu obrażę, uznam Go za mitologiczną postać, a Biblią wsadzę pomiędzy bajki.

I o to jako chrześcijanie prowadzić musimy dzisiaj największą batalię – nie z innymi, lecz z samymi sobą – żeby w Bogu zobaczyć Osobę, która wchodzi w relację z człowiekiem po to, by pociągnąć go do siebie: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości” (2 P 1,16). Celem modlitwy nie jest przemiana świata czy też innych wokół mnie. To nie moc, która ma magiczny wpływ na materię czy na bieg wydarzeń. Modlitwa jest otwarciem człowieka na doświadczenie wielkości Boga, który chce przemienić jego serce. Modlę się po to, żeby On mnie przebóstwiał krok po kroku, dzięki czemu będę mógł patrzeć na moje życie z perspektywy wieczności, odkrywając, że nie tyle potrzebuję spełnienia zanoszonych przeze mnie próśb, ile odkrycia, którędy poprowadzić swoje drogi.

 

Pełny tekst komentarza na portalu Deon.pl: TUTAJ

ks. Mateusz

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
171 0.055606126785278